Prokuratura Rejonowa w Grójcu zajęła się wtorkowym wypadkiem, do którego doszło we wtorek po południu na wysokości miejscowości Sucha. Kursowy bus przewożący 21 pasażerów zaczepił o stojącą na pasie awaryjnym naczepę ciężarówki. Cztery osoby ciężko ranne zostały zabrane śmigłowcami do szpitali. Zamieszczamy relację uczestnika tego wypadku.
Jak pisaliśmy, wypadek miał miejsce na ekspresowej “siódemce”, na pasie w kierunku Radomia. Według wstępnych ustaleń policjantów, bus – mercedes sprinter – firmy “Viki” przewożący pasażerów zahaczył o lewy róg naczepy ciężarówki stojącej na pasie awaryjnym. W wyniku zderzenia, obrażeń doznał kierowca busa i 11 pasażerów. Cztery osoby zostały przetransportowane z ciężkimi obrażeniami ciała do szpitali w Warszawie i Radomiu. Pozostali poszkodowani zostali przewiezieni karetkami pogotowia.
Okoliczności wypadku zbada Prokuratura Rejonowa w Grójcu. Ustalają je policjanci z Referatu Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Powiatowej Policji w Białobrzegach.
Zamieszczamy relację ze zdarzenia i akcji ratowniczej jednego z pasażerów busa, Eryka Brodnickiego, który prowadzi swój blog na twojradom.pl.
“(…) Już druga bezsenna noc skłania mnie do przemyśleń.
Cały czas mam przed oczami moment uderzenia o ciężarówkę, krzyki rannych, pisk zatrzymujących się samochodów, ale i to, co najbardziej przerażające – twarze pokrzywdzonych… Ciężko się mówi, a co dopiero pisze o takich chwilach (…).
Samochód omijam na razie szerokim łukiem, ponieważ cały czas mam przed oczami dziesiątki tysięcy odłamków szkła i ten przeraźliwy dźwięk uderzenia o ciężarówkę.
Wszystko trwało dosłownie kilkanaście sekund. Rozpędzony bus zahaczył z prawej strony stojącą ciężarówkę, odbił się od niej w lewą stronę, aby finalnie zjechać nieopodal barierki. Przerażenie w oczach pasażerów, strach i panika – to uczucia, które towarzyszą w takich chwilach uczestnikom wypadku. Przeraźliwy zapach krwi unosi się w środku pojazdu. Nie da się go z niczym porównać. Teraz z perspektywy tych kilkunastu godzin, myślę, że był to zapach tragedii… Tak, to właściwe określenie.
Dość szybko zlokalizowaliśmy osoby, które zostały najbardziej poszkodowane. Razem z młodą dziewczyną podtrzymywałem ciężko rannego, który osunął się na podłogę. Dobrze, że miałem jeszcze resztki wody, bo w tym momencie była ona wręcz nieodzowna. Ktoś zadzwonił po pogotowie, wyszliśmy z niesamowicie nagrzanego samochodu. Zatrzymały się dwa pojazdy, co spowodowało zamknięcie ruchu. Jak dobrze, że ktoś się zdecydował nam pomóc – pomyślałem. Młody, bardzo energiczny mężczyzna podał bandaże i przystąpił do selekcji poszkodowanych.
Co się czuje w takich chwilach? Tylko pustkę, niemoc i kompletny paraliż. Nogi stają się jak z waty, kiedy patrzy się na porozbijane wszędzie szkło, poszarpane ubrania i krew poszkodowanych. Całe życie w jednej minucie staje przed oczami. Miałem szczęście, dzięki Bogu udało mi się wyjść z tego wypadku bez większych uszkodzeń ciała.
Nagle pojawiła się karetka. Zaczęła się profesjonalna selekcja rannych, każdy z pasażerów otrzymał odpowiednią opiekę ratownika. Odsunięto nas (najmniej poszkodowanych) kilkanaście metrów od samochodu, aby móc zająć się tymi, którzy najbardziej ucierpieli.
Następnie przyjechała straż, a tuż za nią policja. Wstrzymano ruch i odgrodzono nas taśmą bezpieczeństwa. Nie minęło kilka minut, a obok trasy pojawił się profesjonalny namiot dla pasażerów feralnego kursu. Śmigłowiec, śmigłowiec – krzyczeli strażacy. Nagle po około kwadransie zjawia się pierwszy, później, drugi… Chyba trzy ich naliczyłem. Migiem, migiem, każda sekunda się liczy – nawoływali lekarze. Szybki transport do helikoptera i już poszkodowani są w drodze do szpitala.
(…) Miałem szczęście, że nie siedziałem po prawej stronie autobusu (…). Jak to się mogło stać? Co z pozostałymi? Ciągle siedzą mi w głowie te pytania… (…).
Dziś z perspektywy dwóch dni mogę powiedzieć jedno – dziękuję Bogu. Dziękuję za to, że tego dnia miał mnie w opiece. Mam nadzieję, że pozostali uczestnicy wypadku też szybko dojdą do siebie. Dla mnie, to co się wydarzyło, stanowi traumatyczne przeżycie, którego obraz zapamiętam zapewne do końca życia (…)”.